![]() |
DO PANA MINISTRA PRZEMYSŁU SPOŻYWCZEGO
Panie ministrze!
Ja w sprawie sreberka,
Sreberka, co wokół każdego jest serka.
Od lat jadam serki,
Bo jestem z tej wiary,
Co lubi "tylżyckie",
Czy inne "rokwary",
I lata już całe (użalić się muszę),
Ja, jedząc te serki,
Przeżywam katusze.
Co rano ja wstaję wesoły jak motyl,
Wyspany,
Leciutki,
I pełen ochoty,
Oczęta mi błyszczą,
W mej duszy coś ćwierka -
Aż nagle wyłania się problem - sreberka,
Srebrnego sreberka od serka.
Ten serek
(Przeważnie foremny trójkącik)
Już błyszczy na stole i nastrój mój mąci.
Czy uda się wreszcie ta cała żonglerka?
Czy łatwo pozbawię ten serek sreberka?
Czy dzisiaj się może obejdzie bez mąk?
Tak myśląc, ja biorę ten serek do rąk...
I tu się zaczyna, kochany ministrze!
Przekleństwa z mych ustek są coraz soczystsze.
Używam słów takich, jak gdybym żył w lesie,
Przez drańskie sreberko, co furt ino rwie się,
Paluchy mam całe zbabrane od serka,
A ciągle na serku jest pełno sreberka,
Strzępkami sreberko do serka się klei...
A jednak nie tracę nadziei.
Bo, panie ministrze, ja żyję nadzieją,
Że owe sreberka okrzepną,
Zmężnieją,
Zyskają na sile,
Pozbędą się skaz
I dadzą się z serka odwinąć na raz.
Ja na tę okazję już vermouth mam "Istra"
I czekam na pana ministra.
Ludwik Jerzy Kern